Punkty odniesienia. Blog o konstruktywnym szyciu : self-drafted #2: jeans                                   

self-drafted #2: jeans

   

Dla tych, którzy tu czasem wpadają, nie jest tajemnicą, że najlepiej czuję się w kieckach midi. To moja baza. Miewałam lata, że spodnie zakładałam tylko na salę gimnastyczną i w skały. Ostatnio coraz bardziej jednak ciągnie mnie do spodni. Podczas pierwszych dwóch tygodni tegorocznego Me Made May najczęściej nosiłam moje pierwsze samodzielnie wyrysowane jeansy. Okazały się niezastąpione w chłodniejsze majowe dni i już myślę o następnej parze.

Zacznę od tego, że w mojej szafie trudno znaleźć dopasowane spodnie. Jeśli już jakieś noszę to szerokie, z prostą lub lekko rozszerzaną nogawką. Trochę to wynika z mojego przekonania, że w takich modelach wyglądam najlepiej, a trochę z faktu, że nigdy nie byłam w stanie dobrać sobie dopasowanych spodni.  No tak, ale skoro "umiem" już konstruować, to mogę sobie takie prawie idealne spodnie stworzyć. Wiadomo, idealne sprawiłyby, że wyglądałabym w nich jak modelka, a mój tyłek by magicznie zmalał ;) Aż tak dobrze nie ma.


Hello! Where is the summer? It is 1st of July and we have here in Warsaw truly crazy rainy weather. The only advantage of this crappy weather is that I can wear my favourite jeans pants. I made them in April based on self-drafted pattern. I must say that I love these pants. They are so comfortable! I made them from second-handed jeans fabric (full cost of the project: less than 4 euro!), so I can count this project as eco-friendly. I haven’t bought a new piece of fabric since March! For now I want to sew only from my stash. Cross your fingers for me!

 



Moje porcięta są dopadowane, ale nie obcisłe. Uszyłam je z bardzo rozciągliwego jeansu, zakupionego w secondhandzie. Mają kieszenie w karczku biodrowym oraz z tyłu, usztywniony karczek oraz eksponowany zamek z boku. Są bardzo, ale to bardzo wygodne. To nowy dla mnie model i przyznam, że miałam dużo wątpliwości, czy mogę w tym wyjść do ludzi. Ale moi najbardziej krytyczni recenzenci dali mi zielone światło (Luby mówi, że wyglądam w nich ok, a moja mama, że bardzo dobrze), więc się odważyłam. To co zmienię przy następnej próbie, to rozstaw tylnych kieszeni, trochę go zmniejsze, co by optycznie nie poszerzać sobie czterech liter. Użyję też trochę mniej rozciągliwej i cieńszej tkaniny, bo jednak mogłyby się troszkę mniej gufrować.

Koszt tej imprezy:
- jeans z second handu: 10 zł
- zamek: ok. 4 zł
- nici: 6 zł

Wyszło ekonomicznie. Od marca nie kupiłam żadnej nowej tkaniny i mocno staram się szyć z tego, co mam. Pozwalam sobie jedynie na second-handowe kupony i tu ostatnio wpadło mi kilka fajnych tkanin. Przyznam, że mam trochę ostatnio problem z tym, żeby przysiąść do maszyny porządnie. Wena jest, ale jakoś po 8h w pracy nie mam ochoty na pozycję siedzącą. No ale po troszeczku, kończę kolejne projekty. Czeka mnie jakiś maraton szycia męskiego, bo Luby dopomina się o portki i nowe t-shirty. A co u was?  Robicie sobie wakacje od maszyny, czy produkujecie na potęgę letnie sukienki?

Pozdrawiam serdecznie,

Kasia


Labels: , , , , , , ,