Wednesday 23 May 2018

Improvisations

Czasem lubię zrobić coś na przekór, pomimo, wbrew. Coś zaimprowizować, mimo tego że wiem, że w szyciu liczyć się przemyślany krój nie mniej niż technika wykonania. Na przekór potrzebie prostoty, uszyć coś super kolorowego o nieco dziwnym kroju. Tak sobie myślę, że jest mi to czasem potrzebne jako nauczka. Żeby sobie przypomnieć, że jednak trzeba wszystko przemyśleć wcześniej, wymierzyć, sprawdzić itd. A nie ciąć na oko. Ale przecież to takie zabawne, zaryzykować. 


Dzisiaj pokaże wam dwa moje "dzieła" rozgrzewkowe, pociążowe. Oj, chciało mi się już tak przysiąść do maszyny i stworzyć coś od podstaw dla siebie. Tym bardziej, że szafa świeci pustkami. A nie ma lepszego miesiąca do szyciowej mobilizacji jak maj - Me-Made-May. No i Dzieć się zrobił jakiś spokojniejszy, przyśnie sobie nawet czasem na dłużej, wiec korzystam, bo nie wiadomo, kiedy to się skończy.

Będzie to też trochę post o rozpoznawaniu swoich potrzeb na nowo. I o tym, że jednak baba się nie zmienia. Tak sobie myślałam, że teraz to fajnie będzie nosić luźne ciuchy, takie oversize-y, od których zawsze stroniłam, choć podobały mi się okrutnie. A tu masz babo placek, wychodzi na to, że matce karmiąco-chustującej jest jednak najwygodniej w obcisłym topie i luźnej spódnicy midi. Więc, kochane, stara nuda tu zagości tego lata. Ale do rzeczy...



Sometime I like to make something against my will. Generally I would like to focus on creating very minimalistic capsule wardrobe. My brain is telling me “sew only basics”, but my hart: “you need to create something colourful and funny”. So my two first post-pregnancy projects are an effect of creative improvisation. In both cases I've started with fabric and imprecise idea, then I change my “plan” several time during the process. So these two are my imperfect babies, I like the result but I am not fully happy. What I learned from these projects is that I still prefer fitted clothes. I would like to feel beautiful in my oversized clothes, but I am not. But they are very comfy.
These also are my projects for #makeyourstash challenge. The rose fabric was in my stash for more than two years. The colourful one was purchased in second-hand shop few months ago as two curtains.  

Zaczęłam różową bluzką. Och, marzył mi się ten róż od dawna w jakieś formie. Postanowiłam więc w ramach wyzwania #makeyourstash uszyć sobie z tej zalegającej mi w szafie żorżety luźną bluzkę do karmienia. Coś tam miałam w głowie, ale jak zwykle żaden gotowy krój moim potrzebom w pełni nie odpowiadał. Znacie to? :) Najbliżej było bluzce z "Szycia", której rozmiarówka jednak zaczynała się od 46-tki. Model maksymalnie uprościłam i na oko zwęziłam. I został z tego taki oto zwiewny nietoperz. Nie udało mi się w pełni uchwycić jego uroku. Fajnie wygląda do obcisłych spodni i pewnie bym go całkiem często nosiła (już wyobrażałam sobie te długie, romantyczne spacery wśród zieleni), gdyby nie to, że międzyczasie Roch stał się dzieckiem antywózkowym i wszelkie spacery odbywamy w chuście. A do chusty to ta bluzka już się nie nadaje. Cała nadzieja w tym, że się chłopcu odmieni, jak dojrzeje do spacerówki, lub Luby w końcu chustę ogarnie. Tymczasem bluzka pełni rolę wizytową, noszę ją tylko po domu, jak mamy gości.

Na drugi ogień poszła sukienka. Bo się szykowała mała imprezka, a tu zupełny brak kiecek do karmienia w szafie. Tym razem postanowiłam sobie coś wyrysować samodzielnie. No przecież potrafię. Miało być luźnawo, a wyszło mocno luźno. Tak to bywa, jak się użyje obwodu biustu zamiast talii ;) (na szczęście tylko w pleckach). Jakoś tam sobie z tego wybrnęłam na szybko. Myślę jednak, że kiedyś tę kieckę rozpruję i trochę przemodeluję. Bo szalenie mi się podoba ten kolorowy afrykański materiał odzyskany z zakupionych w ciucholandzie zasłon. Tymczasem mam sobie takiego letniego luzaka, który znowu do karmienia jest super, a do chusty już trochę gorzej. To z czego jestem super zadowolona to głęboki wąski dekolt zakończony suwakiem, rewelacyjnie się to sprawdza.

Powiem szczerze, że pełnej satysfakcji z tych ciuchów nie mam, ale szycie sprawiło mi wieeeeelką frajdę. Poza tym cieszy mnie, że są to produkty w duchu #zerowaste, szczególnie sukienka - tkaniny zarówno na wierzch, jak i podszewkę (a także suwak) zostały zakupione w second-handzie. Różowa żorżeta natomiast leżała już w szafie ze trzy lata.

A jak jest u was? Zawsze wszystko przemyślicie do końca, czy czasem idziecie na żywioł?

Pozdrawiam serdecznie,

Kasia


4 comments:

  1. Obie rzeczy mi się podobają ja od zawsze jestem fanką luźnych ubrań, Twoje są akurat nie za duże nie za małe, może do chusty nie są wygodne ale przecież to się zmieni i to bardzo szybko a sukienka uszyta z przepięknej tkaniny i co ważne pozbywasz się zapasów a to też duża radość. Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki Anetto, ty mnie zawsze pocieszysz :)

      Delete
  2. Też tak mam.Potrafię szukać godzinami czegoś konkretnego po różnych gazetach i nic nie można znaleźć. Czasem połączę dwa różne modele w jeden i wychodzi nieźle ale najlepsze są te ciuchy , które wymyślę sobie sama. Super bluzka a i sukienka w super wzór.
    Pozdrawiam Ania:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. Z tymi gazetami to jest tak, że fajnie je mieć, ale jak coś potrzebne, to i tak okazuje się, że nie ma się właściwego numeru :) Miło, że wpadłaś.

      Delete

Wasze komentarze są dla mnie źródłem radości i inspiracji! Dziękuję!