Punkty odniesienia. Blog o konstruktywnym szyciu : 9/2016                                   

9/2016

   

Tym razem zamiast szyciowego podsumowania kilka zdjęć z wakacji. Wrzesień był intensywny, ale w końcu przyniósł mi ulgę i upragniony odpoczynek. Wyczyściłam głowę i powoli siadam do nowych projektów. Nie rozpisałam planu, bo wiem, że w moim przypadku to nie działa, ale mam dokładnie określony kierunek, w którym zmierzam. Nie mniej ważne od tego, co chcę uszyć, jest to, jak to zrobię, skąd wezmę materiały, jaka motywacja będzie mi towarzyszyć. W październiku obieram jeszcze świadomiej kierunek slow. Was też zachęcam - potraktujcie to jak ćwiczenie intelektualne i duchowe! Poprowadzić was może Karen z Fringe Association, która organizuje Slow Fashion October.


Ale wróćmy do wakacji. Był czas, że ponad wszystko chciałam odkrywać nowe, przeżywać przygodę i chłonąć, to czego nie znam. W tym roku na wakacje ruszyłam w znane. Dwa tygodnie podzieliłam na pół, najpierw trochę pobuszowałam po polskiej Jurze, powspinałam się bez pośpiechu towarzyszącego weekendowym wyjazdom, potem wpadłam na chwilę do domu, przeprałam wakacyjną garderobę, odsapnęłam, uszyłam sukienkę! i poleciałam do Norwegii po raz drugi odwiedzić moją siostrę w jej nowym domu. Cóż Jura jest cudna, choć weekendami nieco zatłoczona. Za to w tygodniu cisza, spokój, skały tylko dla nas. Bosko! Tegoroczne odkrycie to cudny Wąwóz Półrzeczki - dla tych co się nie wspinają idealny na spacer. Polecam! Moja krótka relacja dotyczyć jednak będzie Norwegii. Nie wiem, jak to się stało, ale w zeszłym roku nie napisałam tu ani słowa o norweskich wojażach. Poprzednio miałam wielkie szczęście trafić na wspaniałą słoneczną aurę, tym razem było raczej pochmurnie i deszczowo, słońce wychodziło głównie wieczorami. Pokazało mi to jednak, że taka przygnębiająca pogoda też może być piękna. Moja wizyta miała charakter głównie towarzyski, chciałam po prostu pobyć trochę z siostrą, zobaczyć, jak się jej żyje, ale troszkę sobie pozwiedzałam: Hamar, Lillehammer, Oslo. Oczywiście najwięcej do oglądania jest w Oslo.



Przewodników po stolicy Norwegii jest mnóstwo, więc nie będę się powtarzać. Ja spędziłam tam jeden długi dzień, spacerując od jednego interesującego mnie punktu do drugiego. Zaczęłam od wejścia na dach Opery, potem pospacerowałam po zabytkowym forcie, zajrzałam do niesamowitego ratusza, obejrzałam niezbyt ciekawy - za to otoczony pięknym parkiem - zamek królewski, po czym przemierzając przepiękne dzielnice willowe dotarłam do najwspanialszej części wycieczki, czyli upark Frogner. Warto wpaść do Oslo tylko po to, żeby poobcować z niesamowitymi rzeźbami, które wypełniają przestrzeń parku. W ogóle stolica Norwegii pełna jest rzeźb, wyłaniają się z każdego zakamarka i bywa to zarówno urocze, jak i nieco niepokojące.W każdym razie nie da się włóczyć po tym mieście bezrefleksyjnie. Obowiązkowym punktem jest Galeria Narodowa z największą atrakcją turystyczną - Krzykiem Muncha. W czwartki wstęp za free. Na deser zostawiłyśmy sobie położoną niedaleko dworca kolejowego dzielnicę multi-culti, gdzie można zajrzeć w celu przywiezienia sobie tkaninowej pamiątki.


Hello Everyone after a long break! I am back from my vacation full of new sewing energy! But this time no word about what I am going to sew. Today I only want to share with you my photo-memory from beautiful Norway. It was my second visit there and I must say there is no better place than Scandinavia to relax. I truly recommend Scandinavian therapy for every exhausted soul. I love pure, full of green three, lakes, hills and little wooden houses, landscape. Compere with crowded Warsaw even big Oslo looks like little cozy village. Harmony – this is the clue.  

Have a nice sewing weekend!














Lillehammer jest przede wszystkim pięknie położne na pagórkowatym terenie. Słynie ze swoich skoczni narciarskich i organizowanych tam zawodów. Jeśli zdecydujecie się na wizytę w tym malowniczym miasteczku, to koniecznie odwiedźcie bardzo ciekawy skansen. Jest naprawdę fantastyczny! I poza godzinani otwarcia muzeum można go zwiedzać za darmo. Warto więc wpaść tam przed 11:00 lub po 16:00. Trzeba wspiąć się pod lub nad skocznię, nawet jeśli nie jest się fanem sportu, bo panorama roztacza się stamtąd przepiękna, no i jak się ma szczęście można trafić na trening i popatrzeć na skoki z bliska. Spacerując głównym deptakiem w mieście, zajrzyjcie do second-handu,w którym poza ubraniami można ustrzelić inne cuda - ceramikę, tkanniny i wykroje. Ja zakupiłam taki za całe 5 koron (2,5 zł). Ciekawe, czy kiedyś coś z niego uszyję :)?




A na deser Hamar i okolice. Hamar jest najmniej malownicze, sporo tu galerii handlowych, które psują nieco krajobraz. Można jednak odwiedzić muzeum i skansen z ruinami umieszczonymi w ciekawej szklanej piramidzie. No i sklep z tkaninami i włóczkami oczywiście. Jeśli kiedyś będziecie planowali wypad do Oslo, koniecznie zainwestujcie też trochę koron w wypad za miasto. Dla mnie Norwegia - Skandynawia w ogóle - to przede wszystkim święty spokój, nigdzie się tak nie relaksuje jak w tym surowym otoczeniu. Mam nadzieję, że podczas kolejnej wizyty uda mi się wyruszyć w jakąś dzicz.
Tymczasem serdecznie was pozdrawiam,

Kasia







Labels: , , , , , , ,