Punkty odniesienia. Blog o konstruktywnym szyciu : comfort zone                                   

comfort zone

   

Dziś opowiem wam o pasji, która zmienia życie. Nie, nie będzie to kolejna historia o tym, jak się kobieta wyzwoliła z jażma pracy w korporacji, założyła własną markę odzieżową i stała się panią swojego losu. Choć to taki piękny scenariusz. Dziś będzie o sprawach mniejszych. O tym, jak szycie pozwala być sobą i przejąć kontrolę nad własnym życiem i światem.

Zawsze lubiłam prace manualne: rysowałam, malowałam, lepiłam garnki, dziergałam, tworzyłam biżuterię. Każda z tych czynności okresowo była moją wielką zajawką, której poświęcałam sporo czasu. W każdej wykazywałam się podobnym talentem, ale w żadną nie byłam w stanie na dłuższą metę zainwestować tyle energii, czasu i środków, co w szycie. W tym roku minie pięć lat odkąd pierwszy raz siadłam do maszyny i mimo że miewam okresy przestoju twórczego,  to nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mogłabym przestać szyć. W mojej głowie zaszły takie zmiany, że wydaje mi się to po prostu niemożliwe.  

Today I want to tell you how sewing changed my life. It won’t be a next story about women who gave up her well-paid job in corporation and stated a fashion business. Even though it is a great story! This is a smaller story about how sewing helps me to be myself and take control of my life and world. I’ve always liked handmade works: drawing, painting, making jewellery, knitting, but sewing is the first thing I am really committed to. First time I have invested so much time, energy and money to develop my passion and skills. After almost five year with my sewing machine I can’t imagine life without it. 


Nie chodzi o to, że już nie jestem w stanie wyjąć 200 zł z kieszeni na bluzkę z sieciówki, którą mogę uszyć za 40 zł. Aspekt oszczędnościowy jest ważny, ale nie to mnie odrzuca od galerii handlowych, a przyciąga do maszyny. Żyjemy w okropnym świecie i trudno mi przejść obojętnie obok tego faktu, a branża ubraniowa to już zupełna ohyda. Poczytajcie  "Życie na miarę". Ja wiem, że mój mały protest nie uratuje dzieci z Bangladeszu, a jeszcze ktoś mi zarzuci, że pozbawiam je chleba, bo przecież jak wielkie firmy się od nich odwrócą, to nie będą miały pracy. Ale mimo wszystko, po prostu nie mogę tego wspierać moimi pieniędzmi. Wybieram szycie i większą kontrolę nad tym, kogo wyzyskuję.  Bo przecież na pochodzenie tkanin też trzeba uważać. W Polsce też jest wyzysk, tylko mniejszy. Chcę być bardziej fair i szycie mi w tym pomaga. A moje postanowienia związane z ubraniowymi ograniczeniami zakupowymi przekładają się na inne aspekty mojej życiowej konsumpcji. To trudne, ale próbuję.

Of course there is an economical motivation. Clothes I create are cheaper and higher quality that clothes I can bay for the same price. But the reasons I hate shopping malls so much are different. We live in so terrible and unjust world and shopping malls are essence of it. I don’t want to support companies which benefit from children’s work, don’t care about safety of their workers or simply don’t pay taxes. I know that this is very complicated problem, with many factors to consider but at some point I’ve decided to say “no” to many big international brands.  Part of that choice is my commitment to develop sewing skills. Every day I feel more and more independent. I want to be more fair and sewing helps here a lot. Now I buy clothes very rarely. 

Istnieje powszechne przekonanie, że kobiety kochają zakupy. Ale prawdą jest też to, że większość z nas nie lubi (nie nawidzi!) przymierzalni. Nie bez powodu swego czasu sklepy montowały w nich "upiększające" lustra. Zdaje się, że teraz jest już to zabronione. Dla mnie przymierzalnia to koszmar, bo nigdy nic w sieciówkach na mnie nie pasowało (jak jest teraz, nie wiem). Powód jest prosty - mam takie proporcje, że żadne sieciówkowe spodnie nie mają prawa na mnie pasować, tak jak nie pasują na mnie żadne spodnie uszyte według jednego rozmiaru z gotowego wykroju. Rozumiem to, ale nie zmienia to tego, że budzi to moją frustrajcję, automatycznie włącza guzik: "nie pasujesz, musisz coś zrobić ze swoim ciałem", itd. Blogerki szyciowe nauczyły mnie, że piękno może mieć różne proporcje, a dobrze skrojona sukienka należy się każdemu. O wiele łatwiej jest dobrze myśleć o swoim ciele, gdy ubrania na nas pasują!

It is said that women love shopping. But in my opinion most of us hate changing rooms. For me fitting room has been always a horror experience. Nothing fits me properly because of my proportions. “It doesn’t fit me, I need to change my body, I need to lose some weight, there is something wrong with me”. Sewing totally changed my thinking about my body and clothes. I know that I am able to create dresses that suit me and it makes me free. Body positivity is my direction now! Sewing became for me a therapy. I’ve found my comfort zone. Now I can create a wardrobe that suit me and express my style. 
W tym sensie szycie podziałało na mnie jak terapia. Pozwoliło mi z jednej strony zbudować (budować) garderobę, która daje mi poczucie komfortu, oddaje mój styl i gra z moją sylwetką, z drugiej wypracować zdrowy dystans do mojego ciała. Ilustracją do dzisiejszego posta są dwie sukienki, które pomogły mi przetrwać bardzo trudną zimę.  Obie uszyłam w okolicach października, więc już przeszły swoje. Obie powstały na bazie wykrojów z Knipmoda (1 & 2), które dostosowałam do swoich potrzeb. W końcu obie są uszyte z cienkiego punto.
Mimo że żadnej z tych kiecek nie nazwałabym swoim największym osiągnięciem, to obie zyskały powszechne uznanie publiczności. W obu czuję się swobodnie i bezpiecznie. Uwielbiam to w dzianinowych ubraniach, że nie krępują ruchów, wszystko miękko opływają i nie trzeba się zamykać na żadne zamki. Żeby nie było tak pięknie - punto jakie jest, każdy wie. Łososiowa sukienka już się troszkę zmechaciła i długo niestety nie posłuży. Granatowa trzyma się znacznie lepiej - ciekawy przypadek: ta sama cena, ten sam dostawca, a efekt prania różny. Ale nie będę rozpaczać, bo koszt żadnej z nich nie przekroczył 25 zł.

Two dresses I present you today helped me survive very difficult winter. I made them in October based on Knipmode’s pattern (1 & 2). The fabric is punto-di-roma and it is very comfortable. I made some changes in both patterns. As you see I consequently choose length midi and fitted bodice. This is my comfort zone. 
Happy sewing!

Jak widzicie, jestem wierna długości midi i obcisłej górze. To też efekt uboczny przygody z szyciem. Kreując własne ubrania, łatwiej dotrzeć do tego, co naprawdę lubimy i konsekwentnie się tego trzymać. Bardzo jestem ciekawa, co szycie zmieniło w waszym życiu? Czy odkryłyście już swoją strefę komfortu?

Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie,

Kasia

Labels: , , , , , , , ,