Punkty odniesienia. Blog o konstruktywnym szyciu : hello 2018!                                   

hello 2018!

   


Dawno mnie tu nie było, więc wypadałoby się z nieobecności wytłumaczyć. Nie będę was jednak zamęczać epopeją codzienności. Po prostu nie było warunków na blogowanie. Wciąż szyłam, wciąż was podglądałam, ale nie miałam energii i czasu na większą aktywność. A zmuszanie się do blogowania, które jest w końcu dla mnie rodzajem hobby, uważam za bezcelowe. 2017 był dla mnie trudnym rokiem, trochę smutnym, trochę wesołym, pełnym nowych życiowych wyzwań. Pokazał mi jednak, że - co by się nie działo - szycia nie umiem i nie chcę się wyrzec, że jest to nie tylko moja prawdziwa pasja, ale również niezbywalny element życiowej filozofii.


2018 będzie rokiem kolejnych perturbacji, chciałabym zrobić jakiś twardy plan i się go trzymać, ale wiem, że wpływ mam tylko częściowy na to, jak moje życie będzie wyglądało w kolejnych miesiącach. [edit: posta tego zaczęłam pisać nim mój syn wyrwał się na świat z pięciotygodniowym wyprzedzeniem i totalnie zrujnował moje założenia ;) jestem medium, co?] Tak więc nie robię planów, list projektów do wykonania. Bo wiem, że jeszcze żadnej takiej listy nie udało mi się zrealizować. Mam tylko kierunek - szyć jak najwięcej, szyć w zgodzie ze sobą - czyli bardziej przemyślanie, ekologicznie i ekonomicznie. I od czasu do czasu coś na ten temat napisać.

Mam nadzieję, że w tym roku pojawi się tu choć kilka postów na temat moich kroków w kierunku zero waste. Bardzo się cieszę, że coraz więcej się mówi i pisze o problemie nadprodukcji śmieci i o tym, że można być trochę innym konsumentem. Już od jakiegoś czasu powoli przemycam do mojego domu ideę zero waste - bez zbędnej napinki i biczowania się, gdy coś się nie uda - i chciałabym się z wami tym podzielić, również w kontekście szycia.

W związku z ciążą i narodzinami naszego dziedzica moja szafa przeszła niezłą rewolucję w ostatnich miesiącach. Miałam nadzieję mieć czas na przygotowania kilku matczynych (przyjaznych karmieniu piersią) outfitów, ale - jak wyżej napisałam - dziecię moje postanowiło nie czekać, aż matka będzie gotowa i tym sposobem zostałam na placu boju z jedną kiecką, parą leginsów i trzeba rozpinanymi t-shirtami. Upodobanie do podkreślania talii wyeliminowało większość moich ulubionych ciuchów ok. 4-5 miesiąca ciąży.Wszystkie moje piękne sukienki, uszyte w ostatnich latach, zapakowałam w pudło i wywiozłam do rodziców, co by nie patrzeć na nie z tęsknotą.  To, co się ostało, w większości nie spełnia praktycznych wymogów garderoby matki karmiącej. Więc kolejna runda eliminacji przede mną. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, będzie okazja zbudować coś od nowa, to przecież cudowne wyzwanie! Mam tylko nadzieję, że maluch pozwoli mi czasem usiąść do maszyny. Trzymajcie kciuki.

To, co udało mi się uszyć w ostatnich tygodniach, to kilka drobiazgów dla dziecka, więc spodziewajcie się jakiegoś posta wyprawkowego. Tymczasem przedstawiam wam Rocha i pozdrawiam serdecznie,

Kasia

Long time no see... there was so many thing to do in my life during past few months that I simply hadn't time and energy for blogging. But I was here – sewing and following yours incredible work! 2017 wasn't an easy year for me, but I don't want to bore you with everyday reality. I prefer to share with you a good news, say hello to my son, Roch. I had a big sewing plan for the beginning of the 2018, I wanted to prepare my wardrobe for breastfeeding duties, but my son decided to come to the word 5 weeks earlier. Plans newer work for me, so I am announcing 2018 a year without a plan. I have my direction – sewing as much as possible in harmony with my life philosophy.


Happy sewing!
Kasia

Labels: , , , ,