Nasz ulubiony worek na chleb powstał ze starego prześcieradła i kawałka zużytej linki wspinaczkowej.
Koniec roku w naturalny sposób skłania
do podsumowań i może powinnam zrobić roczny rachunek #zerowaste.
Ale wiecie co? Kompletnie tego nie czuję. Temat tylko rozgrzebałam,
kolejne kroki wprowadzam powoli i zupełnie nie jestem gotowa na
takie rachunki sumienia. Wyspowiadam się może, że miałam w planie
październikowy post o szafie #zerowaste, ale tak się wszystko
potoczyło, że nie dałam rady. Zostanie na potem. A dziś chcę
tylko szybko napisać o naszych małych sukcesach, żeby pozytywnie spuentować rok 2018.
Moją największą radością ostatnich
miesięcy jest mój małżonek, który coraz częściej wyraża
zainteresowanie sprawą. Oczywiście na swój krytyczno-uszczypliwy
sposób! Jeszcze w połowie roku trochę na niego narzekałam, a teraz to on biega po domu i szuka
worków na pieczywo! Z tymi workami to już w ogóle jest legenda.
Kiedyś gdzieś przeczytałam pochwałę na temat
piekarni Putka, jak to tam bez problemu do worków pieczywo sprzedają
i strasznie się ucieszyłam, bo Putkę mam pod domem. Woreczek
uszyłam i pobiegłam po pachnący chlebek. Za pierwszym razem poszło
nieźle, pani trochę się zdziwiła, ale bez gadania pokrojone
pieczywo sprzedała. Ale następnym razem była już chyba na mnie
gotowa i zaczęła coś ględzić o Sanepidzie. Ja jeszcze na tych
pociążowych hormonach trochę się speszyłam i jakoś straciłam
ochotę na wizyty w piekarni. Podstępnie zaczęłam podsuwać worki
Lubemu, bo on w piekarni koło pracy bez problemu do nich robił
zakupy. A potem trochę urlopował i zaczął do Putki z moim workiem
chodzić i tak Panie oczarował, że jak bez worka czasem mu się
zdarzy, to zaraz go pytają "no jak to tak?", a jak ja już
śmiało z workiem do nich przyjdę, to zaraz z uśmiechem mnie
witają "oj, my znamy te worki".
A jakie było moje zaskoczenie, gdy
któregoś dnia Luby zapytał: "o co w ogóle chodzi z tym, że
jedzenie mięsa jest bardziej szkodliwe dla środowiska niż jedzenie
roślin?". Do weganizmu jeszcze mi bardzo daleko, jestem
mięsożercą z wychowania i mimo kilku prób zupełnego
wyelminowania mięsa z mojej diety, nigdy na dłuższą mętę mi się
nie udało. Życia bez jajek, żółtego serka i mleka zupełnie
sobie nie umiem obecnie wyobrazić, ale moja rosnąca świadomość
procesów produkcyjnych i ich wpływu na środowisko sprawia, że
coraz częściej wracam do tematu. Póki karmię Roszka, nie będę
żadnych rewolucji dietetycznych robić, bo wiem, że by się nie
udało (tak szalonego apetytu nie miałam nawet w ciąży), ale moje
głębokie postanowienie na rok 2019 to wprowadzić do naszej diety
kilka nowych potraw wegańskich. Zanim zacznę rezygnować z mięsa
muszę trochę popracować nad moim codziennym repertuarem kuchennym.
Muszę znaleźć kilka łatwych, szybkich, smacznych i pożywnych
potraw, które staną się w przyszłości moją nową bazą. Może
macie coś do polecenia?
Dwa prjekty ubraniowe dla dzieciaków na podstawie wykrojów z Burdy.
Myślę, że ostatnie miesiące mogę
nazwać czasem rosnącej świadomości, doraz częściej grzebię,
szukam informacji. Tak natrafiłam na bloga i, przede wszystkim, newsletter Green Project. Jeśli interesuje was ekologia, to warto
się zapisać. W cotygodniowym newsletterze znajdziecie bardzo
wartościowy wieloaspektowy przegląd artykułów dotykających
problemów ochrony środowiska. To pierwszy newsletter, na który
rzeczywiście czekam.
Szycie kolorowych kosmetyczek sprawiło mi mnóstwo frajdy!
A co ze świętami? Szaleństwo
kulinarne mnie w tym roku ominęło zupełnie, przyjechałam na
gotowe. Mój świąteczny sukces to kilka uszytych ze skrawków
prezentów, które częściowo pokazałam na Instagramie. Plany
miałam ambitniejsze, ale zwyczajnie życie mnie pokonało: choroby,
zęby itd. Kilka prezentów musiałam kupić, ale żaden nie
zawierał grama plastiku. Wszystko opakowałam w torebki, w których
dostaliśmy prezenty w zeszłym roku. Udało mi się również
zminimalizować ilość prezentów, które sama dostałam od Mikołaja
(w tym roku pod choinką nie znalazłam żadnej niechcianej
rzeczy!!!!!). Ale najmilsze spotkało mnie w pierwszy dzień świąt.
Nie wiem, jak u was, ale u nas zawsze w końcu wchodzi na politykę
itp. Tym razem rozmawiano o plastiku i mój tatuś drogi cytował
National Geographic (numer o plastiku), który mu ostatnio
podrzuciłam. Jest nadzieja!
Mam nadzieję, że Nowy Rok przyniesie
nam wiele pozytywnych ekozmian!